To (nie)Twoja wina!

Od prawie pół roku osobiście pracuję bezpośrednio z klientem. Handel i te sprawy. Praktyka mnie nauczyła, by przede wszystkim słuchać co mówi klient. Doświadczenie życiowe nauczyło mnie natomiast, że do swoich błędów warto się przyznawać i że to żaden wstyd. W końcu nie popełnia błędów ten, co nic nie robi. 😉

Jakiś czas temu, wybrałam się do znanego marketu budowlanego na literę O. Urządzanie mieszkania mnie do tego zmusiło. Chciałam zakupić jedynie blat kuchenny, na który podobno czeka się maksymalnie 48 godzin. Mi przyszło czekać na niego 4 dni robocze, nie wliczając w to pracującej soboty i niehandlowej niedzieli. Nieźle, co nie?

Wieczór trzeciego dnia.

Biorę fakturę, paragony, dokumenty szukając numeru telefonu do tego konkretnego marketu w moim mieście. Oczywiście numeru brak, bo po co… choć na miejscu mają chyba dwa czy trzy. Dzwonię na ogólną infolinię, opisuję sytuację. Miły Pan prosi mnie o podanie jakiegoś sześciocyfrowego numeru zamówienia, ja takiego znaleźć nie mogę. Czyli na samym początku pod górkę. Dobra, wziął inne dane z zakupu. Podobno wysłał jakieś ponaglenie do mojego marketu.

Czekam jakieś dwie godziny i dzwoni nieznany numer. Nie odbieram bo rozmawiam przez tel zamiast cierpliwie czekać na mój blat. Oddzwaniam x razy po kilku minutach lecz telefonu nikt nie odbiera.. No bo po co, wiadomo! (:

Poddałam się i zostawiłam to na następny dzień.

Ranek czwartego dnia.

Rano, jadę w bojowym nastroju do marketu. Byłam gotowa już na jakąś ostrą wymianę słów, a jak! Mój nastrój przypominał dwa psy, które mało co nie zagryzą się poprzez ogrodzenie, a przy otwarciu bramy towarzystwo się rozchodzi. No i ze mną było tak samo.. 😀

Najpierw wizyta na „informacji”” – odsyłają na dział. oho, widzę ten sam dziadunio co przyjmował moje zamówienie kilka dni temu.

„Dzień dobry. Zamawiałam blat kilka dni temu i do tej pory nikt się nie odezwał. Chciałabym wiedzieć co się dzieje.” – mówię.

Dziadek prowadzi mnie na pracownię i pokazuje blat. Myślę sobie „tak! to on!!”. W duchu się cieszę ale ze stoickim spokojem odpieram „tak, to ten ale to nie jest mój numer telefonu” – wspominam, wskazując na naklejoną karteczkę z numerem na blacie.

„a to dlatego mieliśmy problem się dodzwonić” – odparł dziadek.

Ja dalej spokojna tłumaczę mu, że została pomylona jedna cyfra co jest dość dziwne, bo pomylić 216 z 266 to nie lada wyczyn. A wiem, że ja sama nie podyktowałabym tej drugiej wiedząc, że ta pierwsza jest poprawna. Przecież to dwie totalnie różne liczby, różniące się długością, wymową.. Pytam się: JAK!?

No i zaczęło się oskarżanie. „Ja pamiętam, to Pan mi taki numer podyktował!” – mówi dziadek wskazując na towarzyszącego mi wtedy tatę.

„Tej osoby nawet nie było ze mną podczas składania zamówienia..” – odparłam.

„Ale to na pewno był jakiś mężczyzna, pamiętam!” – dziadek dalej idzie w zaparte.

Na co ja: „ani ja ani moja mama nie jesteśmy podobne do mężczyzn a tylko my we dwie składałyśmy tamtego dnia zamówienie”.

„Tak? Ale ja Pani jakoś nie kojarzę” – mówi dziadek.

Nie chcąc dalej się kłócić, powiedziałam tylko, że stało się jak stało i mówi się trudno, podziękowałam, pożegnałam i poszłam. Mężczyzna chyba miał na tyle nadszarpnięte ego że nawet na głupie „do widzenia” nie odpowiedział.

Ogólnie ta sytuacja mnie rozwaliła, zamiast z pokorą przyznać się, że się przesłyszał i źle zapisał numer, gdyby przeprosił… nie było by tematu, bo każdemu może się zdarzyć. Tym bardziej, że ten człowiek też nie był pierwszej młodości. No ale gdy zaczął winą obarczać wszystkich wokół tylko nie siebie, to mi ręce opadły.

W ostatnim czasie odwiedzając ten market, zauważyłam że pracuje tam co raz więcej ludzi bez empatii, kultury i szacunku. Niemalże za każdym razem gdy tam bywam, spotyka mnie coś przykrego. Wiadomo, nie oceniam wszystkich tam pracujących ale niektórzy, delikatnie mówiąc, przeginają.

Teraz pytanie do Was! Zastanawiam się, czy umiecie przyznać się do swojej winy czy jednak przychodzi Wam to z trudem? 🙂 Napiszcie w komentarzach.

Komentarze

Copyright © paulinapisze.pl